wtorek, 29 października 2019

Rozdział 1.

Żwir zazgrzytał pod kołami samochodu, kiedy wjechaliśmy wreszcie na znajome podwórze. Wyskoczyłam z pojazdu, zanim ten zdążył się na dobre zatrzymać. Ojciec krzyknął za mną coś o tym, że mam uważać, co robię, jednak byłam zbyt podekscytowana, żeby w ogóle zwrócić na to uwagę. Natychmiast puściłam się biegiem wzdłuż białych ogrodzeń, sprawiając, że niektóre z koni podniosły łby, wyraźnie zaalarmowane moim gwałtownym zachowaniem.
- Gdzie on jest? - padło z moich ust, gdy tylko przekroczyłam próg stajni. Początkowo odpowiedziała mi jedynie muzyka sącząca się leniwie z radia stojącego na parapecie. Szybko jednak z jednego z boksów wyłoniła się ciemnowłosa sylwetka Mileny - jednej z pensjonariuszek.
- Drugi padok po lewej - odparła i posłała mi radosny uśmiech, którego nawet nie odwzajemniłam. Rzuciłam jedynie szybkie "dzięki" i czym prędzej udałam się we wskazanym kierunku.
Okrążyłam budynek i skręciłam w pierwszą ścieżkę po prawej. Kąciki moich ust mimowolnie uniosły się lekko, kiedy na horyzoncie dostrzegłam znajomą sylwetkę. Wysoki gniadosz pasł się spokojnie pod jednym z pobliskich drzew, korzystając z wyjątkowo dopisującej jak na końcówkę października pogody. Skubał leniwie trawę - a przynajmniej jej późnojesienne resztki - nie zwracając nawet uwagi na to, że stałam zaledwie kilka metrów dalej, łapiąc oddech po sprincie przez podwórko.
Podniósł łeb dopiero, kiedy stanęłam na wyciągnięcie ręki od niego i oparłam dłonie na biodrach, bacznie mu się przyglądając.
- I co, matołku? Znowu zachciało ci się uciekać z rana? - zapytałam z wyrzutem w głosie, na co wspomniany matołek jedynie wrócił do przeżuwania trawy, sprawiając wrażenie niczym niewzruszonego. - Miałeś być grzeczny pod moją nieobecność, a tymczasem znowu najadłam się przez ciebie strachu. Ile razy mam ci powtarzać, że nie wolno przeskakiwać ogrodzenia, co?
Podeszłam bliżej, nie przerywając swojego słowotoku i przesunęłam ręką wzdłuż jego boku. Okrążyłam go dwukrotnie, dokładnie sprawdzając, czy poranna, samotna wyprawa do lasu nie zostawiła po sobie żadnych szram na jego patyczkowatych nogach. Z ulgą mogłam stwierdzić, że podczas mojej nieobecności nie zmieniło się absolutnie nic - nie wyglądał ani gorzej, ani lepiej niż w dniu, w którym go zostawiłam.
- Czy ja zawsze muszę się przez ciebie denerwować? Przez ten stres zdecydowanie pożyję o wiele krócej. Rozumiesz, co do ciebie mówię? To jest poważna sprawa, żadnego więcej skakania przez płoty!
- Może gdyby właścicielka miała więcej czasu na treningi, a mniej na kontuzje, to nie nudziłoby mu się tak bardzo! - dobiegł mnie krzyk z drugiej strony pastwiska. Milena stała przy furtce, przysłuchując się z zainteresowaniem mojemu monologowi. - Witamy wśród żywych. Jak minęło chorobowe?
- Świetnie! Miałam całą masę czasu na przemyślenie, jak odchudzić tego grubasa i doprowadzić go do jakiegokolwiek ładu - zaśmiałam się, poklepując sadło Fokusa - bo tak właśnie miał na imię mój, nazwijmy go, wierzchowiec. - Poza tym, jakie kontuzje? Nie przesadzajmy, zwichnięty nadgarstek jeszcze nikogo nie zabił.
W naszej stajni przyjął się zwyczaj nazywania kontuzją każdego najmniejszego zadrapania. Nieważne, czy ktoś akurat złamał żebro, skręcił kostkę, czy nabił sobie siniaka na kolanie - to zawsze była kontuzja. Drobna lub nieco większa, wciąż kontuzja. I każdy zawsze szedł na "L4".
- Racja, racja, od nadgarstka pewnie nikt nie umarł. Ale chyba było paru takich, których wstrząs mózgu sporo kosztował, nie sądzisz? - Uniosła pytająco brew i oparła brodę na ogrodzeniu. No tak, zapomniałam, że plotki szybko się rozchodziły. - Na pewno możesz tak ganiać w tę i nazad?
- Daj mi się nacieszyć wolnością. Zresztą, skoro już mnie wypuścili, to raczej nie ma ku temu żadnych przeciwwskazań - stwierdziłam, starając się przy tym brzmieć jak najbardziej przekonująco.
W rzeczywistości pewne przeciwwskazania istniały i było ich całkiem sporo. Jak na przykład to, że nie powinnam wykonywać zbyt gwałtownych ruchów i się przemęczać. Fakt faktem, zaraz po wyskoczeniu z samochodu i moim szaleńczym biegu w stronę pastwisk poczułam lekkie zawroty głowy, jednak nie zamierzałam się tym zbytnio przejmować. Nie miałam w planach również tego bagatelizować - tylko to skłoniło mnie do założenia na nogi jeansów zamiast bryczesów i nadal powstrzymywało przed ruszeniem po sprzęt do siodlarni. Do rozsądku przemawiał również fakt, że nie do końca zostałam ze szpitala wypisana. Rzecz jasna, to nie tak, że wzięłam nogi za pas i opuściłam oddział bez słowa. Nie znaczyło to jednak, że lekarz prowadzący był szczególnie przekonany do pomysłu wypuszczenia mnie do domu już tego dnia. Po wielu godzinach próśb, koniec końców mi uległ, jednak dopóki nie zniknęłam za drzwiami windy, uparcie powtarzał, że mam stawić się na kontrolę po weekendzie i jego zdaniem powinnam zostać przynajmniej do końca tygodnia. A mieliśmy wtorek.
I mimo że sama miałam niewielkie wątpliwości co do słuszności mojej decyzji - zostały one rozwiane, kiedy tylko Fokus pojawił się w zasięgu mojego wzroku. W ciągu tych kilku dni nie zmienił się co prawda nie do poznania (tym bardziej, że Milena codziennie wysyłała co najmniej dwa zdjęcia jego pyska z podpisem "przesyła buziaki"), jednak stęskniłam się za nim tak, jakby moja nieobecność przeciągnęła się na przynajmniej miesiąc. Szczególnie, że mimo wszystko, choć na pierwszy rzut oka wyglądał dokładnie tak, jak zawsze, dało się zauważyć, że jego futro stało się nieco dłuższe, ogon sprawiał wrażenie, jakby był nastroszony znacznie bardziej niż zazwyczaj (prawdopodobnie przez tendencję do ocierania go o ścianę boksu), a na zadzie pojawiło się nowe, niewielkie zadrapanie. Dodatkowo wydawał się jeszcze grubszy, ale to była raczej kwestia mojego własnego kompleksu na punkcie jego okrągłego brzucha.
- Uwierz, naprawdę się cieszę, że już wróciłaś - powiedziała Milena, siadając na górnej żerdzi ogrodzenia. - Brakowało cię tutaj przez te kilka dni.
- Musisz mi zdać dokładne sprawozdanie z tego, co się działo.
- Cóż, w takim razie zapraszam na herbatę i ciasto. Sama piekłam!
- Dłużej nie musisz mnie przekonywać - zaśmiałam się, po czym raz jeszcze poklepałam Fokusa i wraz z ciemnowłosą udałyśmy się do stajni, już od pierwszych kroków, zaczynając plotkować na wszelkie tematy - te bardziej i mniej stajenne.
Zdecydowanie zdążyłam stęsknić się nie tylko za Fokusem, ale również za całym tym miejscem i ludźmi. Dobrze było wrócić do żywych.

********************************************************************************************************************************
Dzień dobry! O matko, napisanie tego rozdziału było dla mnie ogromnym wyzwaniem z kilku powodów. Po pierwsze, nie pisałam od naprawdę dawna i totalnie zapomniałam, jak się to właściwie robiło (prawie napisałam "żerdź" przez "rz", jest źle!). Po drugie, jak to u mnie bywa od zawsze, nie mam na to opowiadanie jakiegoś ściśle określonego planu. W zasadzie, to nie mam na nie żadnego planu. I po trzecie, nadal nie zdecydowałam się na imię dla głównej bohaterki, więc musicie mi wybaczyć, że chwilowo jest ona bezimienna :p
Ale mimo tych wszystkich przeszkód, strasznie cieszę się, że do tego wracam. Nie spodziewam się co prawda, że WMM osiągnie sukces choć w niewielkiej części porównywalny do HMOL, jednak mam nadzieję, że choć paru czytelników uda mi się jakoś przyciągnąć, zaciekawić i być może nawet sprawić, że zostaną na dłużej.
Piszcie koniecznie, co sądzicie i przede wszystkim - co u Was! Dawno nie miałam możliwości o to spytać, więc chcę nadrobić wszelkie zaległości. A tymczasem, do następnego! xx

PS Dzisiaj krótko, ale spokojnie - to tak na rozgrzewkę!

2 komentarze:

  1. A CO MY TUTAJ MAMY, WOWOWOWOW.
    Mam wrażenie, że się cofnęłyśmy w czasie o dobre kilka lat i jeszcze nie wiem jak powinnam się z tym czuć. Przez ten początek mam flashbacki do początków HMOL, hdcbshj, kiedy to było w ogóle, aż się cieplej na serduszku robi.
    Tak czy siak, Twój wspaniały, lekki i przyjemny w odbiorze styl rozpoznam zawsze, bez względu na to czy masz lat 13 czy 19. Nie ukrywajmy, przez ten czas się niesamowicie rozwinęłaś i powinnaś być z siebie dumna, tak jak ja jestem dumna, że wracasz do tego co Ci sprawia przyjemność.
    Tak więc, nie przedłużając, czując się rozgrzana, pytam: what manes mean?

    OdpowiedzUsuń
  2. Awww, jak super, że wróciłaś!

    OdpowiedzUsuń